XI. Julian Joel, koniński Judym
2023/04/15
tekst: Magdalena Krysińska-Kałużna, kwiecień 2023
W konińskim szpitalu przy ul. Kolskiej, prowadzonym przez rosyjskie władze powiatowe przyjmowano – jak relacjonuje Wincenty Grętkiewicz – jedynie ludzi ciężko chorych. Na początku XX wieku „stan zdrowotny mieszkańców Konina był bardzo zły; wpływały na to w dużej mierze ówczesne warunki klimatyczne miasta. W licznych rodzinach suchoty, choroba wtedy nieuleczalna, czyniła wśród dzieci wielkie spustoszenie”* Theo Richmond, autor „Uporczywego echa” wspomina, że jego – pochodzące z Konina – babcia oraz długowieczna mama, nie były szczególnie przywiązane do stosowania zapisywanych przez lekarzy pigułek. Preferowały okłady z liści kapusty. Obydwie odznaczały się „nadzwyczajną wytrzymałością, heroiczną umiejętnością godzenia się z chorobą i bólem.”* Zdaniem Richmonda miało to związek z dostępnością lekarzy w Koninie początków XX wieku, a także z kosztami leczenia.
Po I wojnie światowej, jak pisze Richmond, liczba lekarzy w Koninie wzrosła. Wśród nich znaleźli się m.in. byli uczniowie żydowskiego gimnazjum: Izydor Kawa i Feliks Bułka (w postaciach tych lekarzy miało mieć swe źródło powtarzane chorym powiedzenie: „trzeba ci kawy z bułką…”). W gronie medyków praktykujących w Koninie w okresie międzywojennym znalazł się też Julian Joel, któremu „przyjęcie honorarium za wizytę w ubogim domu nawet nie przyszłoby przez myśl”. **
– Sytuacja ekonomiczna mieszkańców Konina przed II wojną światową była mniej więcej taka sama dla wszystkich. Biedni i bogaci byli zarówno wśród Żydów, jak i nie-Żydów – komentuje kierownik konińskiego oddziału Archiwum Państwowego w Poznaniu, pan Piotr Rybczyński. – Co do Joela, to jest to niezwykła postać i specyficzny „przypadek”, który burzy utarte schematy, do jakiegoś stopnia funkcjonujące wśród ludności katolickiej dwudziestolecia międzywojennego: Julian Joel był lekarzem. Urodził się w Koninie. Zmarł w bardzo młodym wieku. Nie jestem pewien, czy uczęszczał do gimnazjum żydowskiego, choć takie informacje się pojawiają. Matury tam na pewno nie zdawał. Pochodził z zamożnej rodziny kupców. Także jego ojciec, Herman Joel, był ciekawą postacią. To była rodzina, która – pozostając wyznania mojżeszowego – określała się jednocześnie jako polska i żydowska. W przypadku Juliana, a w dużej mierze, także w przypadku Hermana, tego bycia jednocześnie Żydem i Polakiem, nikt nie kwestionował – ani strona polska, ani żydowska. Joel studiował medycynę i jeszcze w trakcie studiów zaciągnął się jako ochotnik, gdy wybuchła wojna 1920 roku. Za udział w niej został odznaczony Krzyżem Walecznych. Gdy wojna się skończyła, Julian dokończył studia medyczne, przyjechał do Konina i pracował jako lekarz w tzw. Kasie Chorych. Budynek, w którym się mieściła ta „powiatowa ubezpieczalnia” był na końcu ulicy Mickiewicza. Pracował tam, ale było go pełno wszędzie. Oprócz tego, że był lekarzem i oficerem rezerwy był też m.in. członkiem Ochotniczej Straży Pożarnej (która do 1928 roku nazywała się Strażą Ogniową). Zmarł w 1930 roku i było to dużym wydarzeniem w mieście. Bardzo rzadko się zdarzało, żeby zmarłego honorowano artykułem w „Głosie Konińskim”. Pogrzeb Joela przeszedł do historii i długo o nim opowiadano.
„Jeden z najbardziej pamiętnych żydowskich pogrzebów w Koninie odbył się po śmierci doktora Joela na początku lat trzydziestych; za życia lekarz zawojował serca zarówno żydowskich, jak nieżydowskich pacjentów – pisze Richmond. – Na czas pogrzebu, na którym zjawili się miejscy dygnitarze, zamknięto wszystkie sklepy. Długi kondukt, złożony z chrześcijan i Żydów, przeszedł ulicami Konina, żeby uczcić pamięć lekarza pracującego z poświęceniem i współczuciem. Zachorował na zapalenie wyrostka robaczkowego i – czy to nie dowierzając umiejętnościom kolegów, czy też pragnąc zdobyć nowe doświadczenie chirurgiczne – postanowił operować się sam. Eksperyment nie powiódł się.” ***
O Joelu długo później mówiono, że to był koniński Judym – mówi pan Rybczyński. – W Kasie Chorych, pacjenci co do zasady nie płacili za wizyty, a Joel podobno im jeszcze dokładał ze swoich pieniędzy, żeby mieli za co kupić leki. Jego ojciec, Herman, załamywał ręce, że syn do niczego nie dojdzie, ale on sam też był ciekawą postacią, osobą zaangażowaną społecznie: w 1920 roku uczestniczył w działaniach Powiatowego Komitetu Obrony Państwa, był tam skarbnikiem. Joel nie zmienił wyznania i Żydzi nigdy nie kwestionowali jego żydowskości, a – upraszczając – Polacy, nie kwestionowali jego polskości i patriotyzmu.
Gdy siedząc w archiwum słuchałam o Julianie Joelu – nie pamiętając jego losów opisanych w książce Richmonda – narastała we mnie sympatia do niego, a jednocześnie strach. Bałam się usłyszeć, co stało się z Joelem w czasie wojny. Poczułam ulgę słysząc, że jej nie doczekał.
* Wincenty Grętkiewicz, Wspomnienia konińskie z lat mojej młodości, Konin, 2021, s. 77.
** Theo Richmond, Uporczywe Echo. Sztetl Konin. Poszukiwanie, Media Rodzina, Poznań, 2001, s. 204-205.
*** Michał Moszkowicz cytowany przez Theo Richmonda za: Konińska Księga Pamięci, red.: M. Gelbart, Association of Konin Jews in Izrael, Tel Awiw, 1968, s. 414-415.
**** Theo Richmond, Uporczywe Echo. Sztetl Konin. Poszukiwanie, Media Rodzina, Poznań, 2001, s. 222.
Poniżej fragmenty „Głosu Konińskiego” z 26 kwietnia oraz 3 maja 1930 roku (zdjęcia z mikrofilmów).