V. Leszczyńscy i Ejzenowie (cz. 2)
2022/04/08
Majer Juda Ejzen, przedwojenny koniński adwokat, skończył gimnazjum w Kaliszu, ale jego przyszła żona, Magdalena, uczyła się już w Koedukacyjnym Gimnazjum Żydowskim, które działało w Koninie pomiędzy rokiem 1919 i 1929. Językiem wykładowym był w nim język polski, a hebrajski był jednym z nauczanych przedmiotów.
Gimnazjum powstało w wyniku starań gminy żydowskiej, a także przy wsparciu Rady Miejskiej, która pod budowę szkoły odsprzedała pustą parcele w pobliżu Warty za jedyne 10 zł. „Łódzki architekt wykreślił plany nowego budynku, a zarząd rozpoczął zbiórkę funduszy na budowę – pisze Theo Richmond – Rodzice składali datki. Sympatycy udzielali pożyczek. Dziedzic Kapłan, członek zarządu, dał cegły. Mój zamożny kuzyn i posiadacz tartaku, Aron Ryczke, dostarczył drewna i innych materiałów.”* Co ciekawe, podczas budowy szkoły doszło do sabotażu – fundamenty były źle wylane, nie podpierały przednich ścian budynku. Na szczęście na czas zapobieżono katastrofie i w dawnym gimnazjum żydowskim przy ulicy Wodnej do dziś uczy się konińska młodzież.
– Babcia skończyła gimnazjum żydowskie za czasów, kiedy jego dyrektorem był Leopold Infeld. Uczyła się też w szkole muzycznej i rozpoczęła studia w konserwatorium muzycznym w Warszawie, ale poznała dziadka i studiów nie ukończyła – opowiada Dorota Merlak, wnuczka Magdaleny i Majera Judy. – Przed II wojną w Koninie funkcjonowała także m.in. pensja pani Komornickiej. To była bardzo znana pensja dla panien. Uczęszczała tam moja babcia, ale też na przykład mama Danki Czerwińskiej**.
Rodzina pani Doroty była światowa i wykształcona. Dziadkowie i babcie studiowali w Warszawie, Krakowie, Wiedniu. Gdy pani Dorota wspomina swoich krewnych i ich losy trochę się gubię, ponieważ okazuje się, że mieli po kilka imion.
– Było to typowe dla zasymilowanych Żydów. W aktach urodzenia są imiona żydowskie, a na co dzień używano imion polskich. Tak było na przykład w rodzinie Leszczyńskich. Wszyscy posługiwali się imionami polskimi, które przetrwały na kartkach pocztowych. Brat pradziadka Henryk, to był jednocześnie Herman i Chaskiel, a brat mojej babci, Ajzyk, był powszechnie znany jako Edek Szalik.
– Dlaczego „Szalik”? – pytam ostrożnie zastanawiając się, czy to może jakieś spolszczone imię żydowskie.
– W jakieś święto państwowe był pochód, szła młodzież z gimnazjum. Wujek Edek niósł sztandar. Prababcia Róża wyszła na balkon, zobaczyła syna i zawołała: „Edziu! Szalik!”. I tak już zostało.
No tak, typowa żydowska matka, śmiejemy się. Pytam, czy pani Dorota zna dowcip o żydowskiej mamie, która wołała synka do domu. Dziecko pyta: A jest mi zimno, czy jestem głodny? Pani Dorota odwzajemnia się innym dowcipem: Czym różni się żydowska matka od terrorysty? Z terrorystą można negocjować. Edek powinien był wiedzieć, że nie ma szans i założyć ten szalik … – myślę.
Krewni pani Doroty mówili czterema językami.
– W cudem ocalałym dowodzie pradziadka jest napisane, że posługiwał się polskim, niemieckim, rosyjski i żydowskim, ale głównie posługiwali się polskim. Oni wszyscy mówili po polsku. Zresztą dzięki temu moja mama się uratowała.
*Theo Richmond, Uporczywe echo. Sztetl Konin. Poszukiwanie, Media Rodzina, 2001, s. 120.
** Pani Danuta Czerwińska, która zmarła w 2020 roku, była osobą znaną wielu koninianom. Prowadziła m.in. prywatny azyl dla zwierząt.
Magdalena Krysińska-Kałużna
Edek Leszczyński z kolegami w szkole. Edziu „Szalik” Leszczyński siedzi w drugim rzędzie od góry, czwarty od lewej.
Natan Leszczyński, syn Chaskiela i Mirli
Uroczystość w Koninie, lata 30. Róża Leszczyńska po lewej w pierwszym rzędzie.
Zdjęcia udostępnione dzięki uprzejmości pani Doroty Merlak