VII. Atlantyda
2022/05/03
Znów jestem na Placu Zamkowym (w myślach po słowach „Plac Zamkowy” dodaje od jakiegoś czasu żydowską nazwę tego miejsca: Teper Mark). Tym razem jestem tu z panem Andrzejem Mosiem, fotografem z Konińskiego Domu Kultury. Pan Andrzej nakręcił w latach 90. świetny film o Józefie Lewandowskim (Izaaku Lipszycu), kiedy ten przyjechał odwiedzić Konin – miasto, z którego pochodził. Lewandowskiemu udało się przeżyć okupację, bo jego ojca na początku wojny przekonali znajomi niemieccy żołnierze, by czym prędzej uciekał z rodziną na wschód. Lipszycowie przedostali się do Związku Radzieckiego. Lewandowski wrócił do kraju jako oficer Wojska Polskiego. Po 1968 roku znów musiał wyjechać. Osiadł w Uppsali, gdzie został wykładowcą uniwersyteckim. Pan Andrzej Moś rozmawiał z nim w 1995 roku.
– To był ostatni film, który zrobiłem na taśmie 16 mm. Był pokazywany w telewizji szwedzkiej. Trafił do wielu osób i instytucji, jest m.in. w muzeum Polin – mówił mi pan Andrzej kiedy przyszłam do KDK obejrzeć „Moją Atlantydę” (tytuł dokumentu nawiązuje do tytułu książki Lewandowskiego, „Cztery dni w Atlantydzie”). Teraz szukamy domów, w których mieszkała rodzina Lipszyców. Pan Andrzej pamięta, które to miejsca. Józef Lewandowski wskazał je podczas wspólnego spaceru.
Zaczęliśmy od ul. Wodnej. Plac, na którym stał „baraczek” (jak opisywał swój pierwszy dom Lewandowski) jest teraz podwórkiem okazałego budynku. Ojciec Lewandowskiego był tapicerem. Tu im się nie wiodło. W filmie Lewandowski tłumaczy, że klienci niechętnie się pojawiali w okolicy, bo w pobliżu był „główny burdel miasteczka”. Kiedy tu stoję przychodzi mi na myśl, że „główny burdel” ulokował się o rzut kamieniem od kościoła. Z drugiej strony, jak się dobrze zastanowić, w przedwojennym Koninie, który był nieporównywalnie mniejszy od obecnego, prawie wszystko było o rzut kamieniem od kościoła. W tej niewielkiej miejscowości był też przecież jeszcze kościół ewangelicki, synagoga i klasztor.
Później rodzina Lipszyców próbowała odmienić los przeprowadzając się do budynku naprzeciwko ratusza. Dziś to jest ulica Wiosny Ludów. Mieszkali w pięknej kamienicy z balkonem, która była własnością aptekarzowej Liskiewiczowej. Pod nimi mieszkał dentysta Najman. Zmiana miejsca nie pomogła. Interes nadal szedł kiepsko („klienci nie chcieli się wdrapywać na poddasze”), więc rodzina przeniosła się do kamienicy przy Teper Mark. Wprowadzili się do budynku, w którym mieszał rabin, Jakub Lipszyc (Jakób Liebschütz)*. Tu ostatecznie zbankrutowali. Był rok 1934. Izaak Lipszyc miał wtedy 11 lat. Jak ciężka jest sytuacja rodziny zauważył dopiero wtedy, gdy w domu nie było 50 groszy, żeby zapłacić za abonament w bibliotece**.
Dziadek Lewandowskiego był chasydem. Jednak Izaak, czyli Józef, już jako dziecko odmówił uczęszczania do chederu, gdzie oprócz nauki czytania i pisania kazano malcom zapamiętywać całe rozdziały Tory. Posłano więc Izaaka do szkoły państwowej dla dzieci żydowskich, która mieściła się przy ul. Mickiewicza. Nie wspomina jej zbyt dobrze. Później – przez dwa lata – uczył się w państwowym gimnazjum mieszczącym się przy tej samej ulicy (gimnazjum żydowskie już wtedy w Koninie nie funkcjonowało). Źle się tam czuł. Ubóstwo jego rodziny powodowało, że nie był włączony w żadne kręgi koleżeńskie – ani polskie, ani żydowskie.
Dawne gimnazjum mieściło się w budynku I LO, do którego chodziłam. Widzę na filmie znajomy korytarz i poznaję salę – Lewandowski przeprowadził w niej w 1995 roku lekcję historii. – Ilu ludzi chodząc do tej szkoły przed wojną miało problemy z tego powodu, że byli biedni albo, że byli Żydami? Nigdy o tym nie myślałam. Liceum zawsze było dumne ze swojej historii.
Atlantyda Lewandowskiego zatonęła wraz z bliskimi mu ludźmi. Mam wrażenie, że zaczynam postrzegać jej zarysy. Ostatnio, gdy jestem w mieście widzę miejsca, na które wcześniej nie zwracałam uwagi. Wraz z ludźmi, których historie poznaję, miejsca te wyłaniają się jak fragmenty zatopionego lądu. Rozmawiam też z tymi, którzy już od dawna rozpoznają i opisują te zapomniane fragmenty lądu, m.in. z Robertem Olejnikiem. Robert ma dużą wiedzę i świetne mapy.
– To gdzie dokładnie był ten stary żydowski cmentarz. Tam gdzie Kadek? – pytam Roberta, gdy pijemy herbatę po jakimś stowarzyszeniowym spotkaniu.
– Mniej więcej tam, gdzie stała Czarna Mańka***, pomiędzy Dworcową, której wtedy jeszcze nie było, a Poznańską – odpowiada koniński dziennikarz. Robert dodaje jeszcze, że prześle mi stare mapy. Będę mogła sprawdzić zarówno dokładne położenie cmentarza, jak i cegielni Mojsze Kapłana.
Stary cmentarz, zagrożony żwirownią, został przeniesiony w inne miejsce, bo – rzecz w judaizmie zupełnie niespotykana – rabin Jakub Lipszyc, powiedział, że bierze na siebie grzech naruszenia spokoju zmarłych.
Nie tylko koniński rabin był w swych działaniach niesztampowy: Cała rodzina Józefa Lewandowskiego, to byli chasydzi z dziada pradziada, jednak pomimo to rodzice nie nalegali, by Izaak (Józef) uczył się w chederze. Matka Lewandowskiego była rozmiłowana w polskiej literaturze, a ojciec – biedny tapicer – znał na pamięć „Pana Tadeusza”. Choć tyle wiemy.
* Józefa Lewandowski mówi w filmie, że jego dziadek był rabinem. Wziąwszy pod uwagę zbieżność nazwisk można by wnioskować, że był to koniński rabin, Jakub Lipszyc. Tak też pomyślałam i taką informację umieściłam w pierwszej wersji bloga. Wątpliwości zasiał po przeczytaniu tego odcinka Robert Olejnik. Zapytałam więc o zdanie Damiana Kruczkowskiego (dyrektora Miejskiej Biblioteki Publicznej i lidera „Dialogu”), dla którego sprawa również była raczej wątpliwa. Udało mu się odszukać zeznania złożone przez Józefa Lewandowskiego w Yad Vashem na dwa lata przed śmiercią oraz akt urodzenia ojca Lewandowskiego. Wynika z nich m.in., że rodzice Lewandowskiego urodzili się w Świętokrzyskiem (rabin Lipszyc przyjechał do Konina z Litwy), a dziadek Lewandowskiego ze strony ojca był kupcem.
** Żydowska biblioteka powstała w 1903 roku, liczyła ok. 10 tysięcy książek i korzystała z niej stale przynajmniej jedna trzecia żydowskich rodzin mieszkających w Koninie (Józef Lewandowski, Cztery dni w Atlantydzie, Uppsala, 1991, ss. 61-62).
*** Owiana legendą, nieistniejąca już, knajpa.
Tekst i zdjęcia: Magdalena Krysińska-Kałużna