akcja Konin
Miasto dla Obywateli - Obywatele dla Miasta


XIII. Sara i Miriam

2023/05/17


 tekst: Magdalena Krysińska-Kałużna, May 2023

Ten odcinek napisany został przez Sarę Trybuch, z domu Ozerowicz, w 1991 roku na Florydzie.

Losy Sary i jej malutkiej córki, Miriam, opisał Theo Richmond w 46 rozdziale książki „Uporczywego echa”: We wrześniu 1939 roku Sara urodziła córeczkę, a dwa miesiące później wraz z nią i mężem opuściła Konin. O tym jak zgubiła się z mężem podczas drogi na wschód, jak cudem uniknęły z Miriam śmierci uciekając z getta w Lesnej i jak wreszcie dołączyły do grupy żydowskich partyzantów przedzierając się wcześniej bez jedzenia przez białoruskie lasy, opowiada Richmond.

Dzięki uprzejmości Miriam Bondorowsky, córki Sary, która zgodziła się przesłać mi zapiski swojej mamy, możemy przeczytać wspomnienia o czasach, które Sara spędziła ze swoją liczną rodziną w Koninie.

tekst: Sara Trybuch,  Floryda 1991

tłumaczenie: Magdalena Krysińska-Kałużna

Długo się zastanawiałam, zanim zdecydowałam się napisać kilka stron o mojej młodości. Moje dzieci, mój syn Eliezer i moja córka Miriam, narzekają, że nic nie wiedzą o mnie, ani o mojej rodzinie. O tym kim jestem i skąd pochodzę. Zapomniałam wielu szczegółów, ale postaram się przenieść na papier niektóre z bardziej żywych wspomnień z mojej młodości i z wczesnej dorosłości.

Urodziłam się 21 marca 1911 roku jako dziesiąte dziecko zamożnych rodziców w mieście Koninie, w północno-zachodniej Polsce. Jako najmłodsza, byłam rozpieszczana,   rodzice i starsze rodzeństwo czule się mną opiekowali.

Konin był wówczas miastem bardzo kulturalnym i postępowym. Mieszkało w nim około 25 000 osób*, z czego około jedna trzecia była pochodzenia żydowskiego. W mieście były dwa gimnazja, kilka bibliotek. W ramach gminy żydowskiej funkcjonowały jedna koedukacyjna żydowska szkoła średnia, biblioteka, kilka organizacji syjonistycznych, wielu lekarzy, inżynierów, prawników, różne sklepy i inne firmy. Już wtedy szerzył się antysemityzm i dyskryminacja Żydów. Mimo to wszyscy młodzi ludzie byli wykształceni. Drzwi uczelni były prawie całkowicie zamknięte dla studentów żydowskich. W szkołach i na uniwersytetach obowiązywał tzw. numerus clausus **, czyli liczba młodych Żydów dopuszczanych do szkół wyższych. „Trzymaj się ze swoimi” było mottem w zakładach pracy i sklepach. Mimo wszystkich trudności ukończyłam nasze liceum jako młoda, bardzo ładna, pełna życia dziewczyna.

Lata dzieciństwa spędzone przeze mnie w otoczeniu sióstr i braci są niezapomniane. Przychodzi mi na myśl tyle wydarzeń, że trudno mi wybrać, o którym napisać. Mieliśmy bardzo tradycyjny dom. Wszystkie święta obchodzono uroczyście i przestrzegano wszystkich określonych tradycją zwyczajów. To były cudowne czasy. Cała rodzina spotykała się w domu moich rodziców. Chociaż jadalnia była bardzo duża, wydawała się zbyt mała, aby pomieścić wszystkich. Widok wspaniale zastawionego świątecznego stołu! Rodzina Ozerowiczów, dziesięcioro dzieci i piętnaścioro wnucząt:  

  1. Oskar              mieszkał w Klecku                2 dzieci
  2. Regina            mieszkała w Koninie                – ?
  3. Andzia             mieszkała w Rawiczu          1 syn                
  4. Rubin              mieszkał w Koninie                 –
  5. Sucher             mieszkał w Pińsku               3 dzieci
  6. Runia (Ruth)   mieszkała w Pyzdrach        4 dzieci
  7. Michał           mieszkał w Turku                  2 dzieci (Munich, Hilda)                
  8. Heniek            mieszkał w Izraelu                2 synów, żona Tobka        
  9. Janek       mieszkał w Baranowiczach, a później w Izraelu, żona Hela                       
  10. Sala (Sara)    mieszkała w Koninie            1 córka, mąż Sender

      Matka:  Leokadia;    Ojciec:  Eliash

Moja mama, Leokadia, była zawsze zajęta w sklepie, który prowadziła razem z moim ojcem Eliaszem, więc dom prowadzony był przez służbę – służącą, która była Polką, i gospodynię, która była Żydówką. Moją ulubioną siostrą była Andzia. Nasza matka była zajęta biznesem, więc Andzia zachowywała się jak matka. To ona wysłuchała i rozwiązała wszystkie moje problemy.

Biznes – bardzo duży sklep mieszczący się w oddzielnym budynku – był podzielony na dwie części: część przeznaczoną na towary suche oraz drugą przeznaczoną na artykuły spożywcze. Poza tym na podwórku stała duża stodoła, w której przechowywano zboże kupowane przez ojca na zaopatrzenie garnizonu stacjonującego w mieście, niedaleko naszego domu. Byliśmy znaną, dobrze prosperującą rodziną Ozerowiczów.

Nasze życie towarzyskie obejmowało szerokie grono przyjaciół. Wszyscy moi przyjaciele i koledzy z klasy pochodzili z najlepszych rodzin w mieście. Byłam bardzo atrakcyjną młodą damą – zawsze bardzo dobrze i elegancko ubraną. Jednym z moich najbliższych przyjaciół był nasz sąsiad, Sender Kaliski. Był bardzo bystrym uczniem i bardzo inteligentnym młodym człowiekiem. Ponieważ mieszkał niedaleko, spędzaliśmy razem dużo czasu, razem chodziliśmy do i ze szkoły, uczęszczaliśmy na te same zajęcia.

Gdy kończyłam szkołę średnią byłam ostatnim z dzieci, które zostały jeszcze w domu. Nasza sytuacja finansowa zmieniła się znacznie na gorsze. Powodem, jak sądzę, były wysokie koszty edukacji moich braci i wydania za mąż sióstr. Każda siostra musiała otrzymać posag. Poza tym moi rodzice starzeli się i nie nadążali za duchem czasu. Również sytuacja w kraju nie była zbyt dobra.

Moja dalsza nauka nie wchodziła w rachubę. Oprócz problemu z ‘quota’, koszty studiów były tak wysokie, że nie było mnie na nie stać. Chciałam jednak zobaczyć świat, więc pojechałem do Poznania, dużego miasta na zachód od Konina na granicy pruskiej i tam podjąłem pracę. W Poznaniu nie wytrzymałem zbyt długo. Moi rodzice tęsknili za mną, a życie w tym mieście nie było dla mnie wystarczająco żydowskie. Wróciłem więc do Konina. Ostatnie kilka lat w domu rodziców spędziłem głównie z Heńkiem i Jankiem, dwoma najbliższymi mi wiekiem braćmi. Ich przyjaciele byli moimi przyjaciółmi. Pamiętam jak zimą wychodziłem z gimnastyki, było tak ślisko, że mogłem tylko „jechać” do domu siedząc na śniegu i pchana przez Heńka. Wszyscy się śmiali i świetnie się bawiliśmy. Latem, ścigaliśmy się biegając po polach.

W końcu Heniek i jego żona Tobka Mysz wyemigrowali do Izraela jako „chalucim” (pionierzy).Pracowałam bardzo intensywnie jako sekretarka kobiecej organizacji syjonistycznej WIZO [Women’s International Zionist Organization, czyli Międzynarodowa Syjonistyczna Organizacja Kobiet, zwana też Zrzeszeniem Kobiet Żydowskich) – przyp. MKK]. W rezultacie w 1935 roku zostałem wysłana jako delegatka na konferencję WIZO, która odbyła się w Izraelu. Przed moim wyjazdem Sender i ja postanowiliśmy się pobrać. Sender został w Koninie z matką. Planowaliśmy, że ja osiedlę się w Izraelu, podczas gdy Sender poczeka na zaświadczenie/wizę, która umożliwiłaby mu legalną imigrację do Izraela, abyśmy mogli wspólnie ułożyć sobie tam życie. Izrael, lub jak go wówczas nazywano, Palestyna, przeżywał bardzo ciężkie czasy. Było to pod mandatem brytyjskim, a żydowscy osadnicy cierpieli z powodu terroryzmu zarówno ze strony Arabów, jak i Brytyjczyków. To nas nie zniechęciło. Jednak ze względu na presję Arabów wizy były bardzo trudne do uzyskania i Sender nie był w stanie jej dostać.

Sender był dla mnie wszystkim: kolegą z klasy, przyjacielem i mężem, a ja nie mogłem i nie chciałem żyć w separacji od niego, więc wróciłem do Polski. Moja droga przyjaciółka Hindzia Hillerow [być może: Hillerów – przyp. MKK] dzieliła nasze życie. Pomagała, gdy cierpieliśmy lub mieliśmy trudności finansowe.Skończyliśmy liceum w tym samym czasie i od tamtej pory Hindzia pracowała jako nauczycielka i dzieliła się ze mną wszystkim.

Sender nie mógł wyjechać z miasta na studia, więc podjął kurs w seminarium [nauczycielskim] i został nauczycielem w gimnazjum. Byliśmy bardzo szczęśliwi. W 1939 roku urodziła się nasza córka Miriam – otrzymała imię po zmarłym ojcu Sendera – Mosze. Nasze szczęście nie trwało długo. Niemcy napadli na Polskę, gdy Miriam (Mimi) miała dwa miesiące. Rozpoczęła się II wojna światowa i nagle wszystko się zmieniło, a nasze życie, takie jakie znaliśmy, dobiegło końca.

Moja miłość do rodziców była bezgraniczna. Nawet po ślubie, kiedy miałam własny dom i dziecko, w każdy piątek chodziłam do domu rodziców, aby pomóc mamie sprzątać, myć podłogę. Cokolwiek zrobiłem, ugotowałem lub upiekłem dla siebie, dzieliłem się z mamą i tatą. Robiłem, co mogłem, aby ułatwić im życie.Nie mogłem ich jednak uchronić przed wojną. Musiałem ich opuścić, aby ocalić własną rodzinę. Kto by się spodziewał, co nas czeka!

* Szacunek znacznie zawyżony. Przed wojną mieszkało w Koninie około 10 tysięcy osób.

** Jak wyglądał dostęp mniejszości żydowskiej do nauki na uczelniach wyższych, można przeczytać np. tu: https://www.jhi.pl/artykuly/antysemityzm-uniwersytecki-w-dwudziestoleciu-miedzywojennym,3634

2015 :: Stowarzyszenie Akcja Konin - Miasto dla Obywateli - Obywatele dla Miasta

Modernizacja strony www finansowana przez Fundację im. Stefana Batorego w ramach programu Obywatele dla Demokracji, finansowanego z Funduszy EOG